Wernisaż: 4.12.2024, g. 19.00
Galeria Galeria Curators‘Lab UAP, ul, Nowowiejskiego 12
Uczestniczki wystawy: Anna Maria Brandys, Joanna Imielska, Magdalena Kleszyńska, Magdalena Rucińska
Wystawa: 4.12.2025 – 6.01.2025
Cytując za Wikipedią:
Pamięć to zdolność do magazynowania i odtwarzania informacji, ponownego przywoływania wrażeń zmysłowych, skojarzeń, symboli, to podstawowa funkcja w przyrodzie zapisana w kodzie genetycznym DNA. W tworzeniu i magazynowaniu pamięci można wyróżnić cztery rożne fazy: zapamiętywanie wszelkich informacji; przechowywanie ich w neuronach odpowiedzialnych za magazynowanie; znalezienie ich później i wydobycie z magazynu, kiedy trzeba; właściwe rozpoznawanie rodzaju wydobytych informacji. W praktyce klinicznej największe znaczenie ma podział pamięci na dwa rodzaje: pamięć świeżą – krótkotrwałą i pamięć starą – długotrwałą. Takiego podziału dokonał William James, twórca amerykańskiej szkoły psychologii, w swoim dziele o podstawach psychologii z 1890 r.
Fizjologia pamięci jest pojęciem bardzo złożonym, ale tym razem nie poddajemy jej naukowym rozważaniom, interpretują je 4 artystki, filtrują poprzez indywidualną zdolność zapamiętywania tego, co jest odbierane przez zmysły, co tworzy się pod wpływem silnych bodźców i przeżyć, to pamięć, która tworzy „więzi, podobieństwa i tożsamości“ (O. Tokarczuk).
Marek Bochniarz o pracach Anny Marii Brandys z cyklu Archiwum form pamięciowych – Zachwyt: W nowym projekcie artystka kontynuuje temat silnie przeżywanego i celebrowanego macierzyństwa, podjęty w „recyklingowym” cyklu Żyj (sz)Matko!. Tym razem eksploruje go w wielu różnych mediach – kolażyku, gablotce, kopercie/liście, obiekcie – i pogłębia o nowe, nie zawsze oczywiste treści. Brandys zaangażowała do działania na zasadzie partnerskiej współpracy córki Marysię i Zosię, podważając tradycyjne wyobrażenie o tzw. sztuce dziecięcej.
Wpisując się w założenia perspektyw postrozwojowych na to zjawisko, neguje utarty dyskurs naukowy, wpisywanie tej aktywności w relacje hierarchiczne czy pejoratywne wartościowanie i przyjęte w ubiegłym wieku założenia systemu edukacyjnego.
Artystka przywraca sztuce i wrażliwości dziecięcej osobną wartość i unikatowość, twórczo wykorzystując jej poetykę i uważnie badając charakterystyczne dla niej cechy. Stawia też niewygodne pytanie o powody, dla których ludzie wraz z dorastaniem i poddawaniem się rygorom społecznych interakcji porzucają tworzenie, zatracając związany z nim indywidualizm i entuzjazm czy zdolność bezpośredniego wyrażania przeżyć.
Dla Brandys ten projekt to także podjęcie mentalnej podróży w głąb własnego dzieciństwa i wyrażenie żalu za częściowo utraconą, niepokorną wrażliwością i odwagą. Sztuka oparta na współpracy z córkami staje się przy tym jej sposobem na utrwalenie, przepracowywanie i pogłębianie doświadczeń bycia matką – podobnie, jak uczyniła to Sarah Crinall w Sustaining Childhood Natures, subiektywnej monografii poświęconej ulotnej i trudnej do uchwycenia codzienności macierzyństwa.
Joanna Imielska: Od kilku lat realizuję projekt: Archeologia z mojej szuflady, jego mottem są słowa francuskiego archeologa L. Oliviera, który twierdzi, że każda teraźniejszość „składa się zasadniczo z palimpsestu wszystkich trwań z przeszłości, które zostały zapisane w materii”. W projekcie wykorzystuję stare dokumenty: dziennikowe zapiski, listy, czasopisma, książki, katalogi, projekty, mapy, plany miast, itp. Niepowtarzalność zgromadzonego materiału wynika z cech jakościowych, wieku i charakteru papieru, użytego zarówno jako materiał, jak i nośnik zapisanych na nim treści i znaczeń, co bezpośrednio wpływa na tematykę i charakter wykonanych prac. Zapisana kartka papieru to pomost między przeszłością a przyszłością, stwarza okazję do swobodnego dopisania ciągu dalszego, daje odwagę wyboru lub utratę strefy komfortu. Zadziwiające są nieskończone możliwości ponownego wykorzystania papieru oraz jego nieustanna przemiana w procesie twórczym. Papier pomimo swojej kruchości potrafi przetrwać wiele istnień ludzkich, a na jego stronach utrwalone są ludzkie historie, pozostawione ślady obecności. Odnalezione dokumenty i zawarte w nich informacje dają możliwość ponownego odkrywania tego, co zapomniane, otwierają drogę do miejsc dawno nieodwiedzanych, nawiązania metafizycznej relacji z ich autorami i autorkami.
Dzięki tym dokumentom odtworzyłam wiele obrazów z przeszłości, ale jednocześnie uświadomiłam sobie, że pamięć wcale nie posiada nieograniczonej pojemności i czasu przechowywania informacji, że przeciwstawnym pojęciem pamięci jest zapominanie. Te dwa przeciwstawne słowa: pamiętam i zapominam – stanowią jednocześnie uzupełnienie i całość.
Magdalena Kleszyńska: Realizacja jest wynikiem obserwacji codzienności, notacją, która odnosi się do miejsc i spotkań, zarówno tych przypadkowych chwil spędzonych razem, w małej społeczności, jak i tych zaplanowanych, kiedy to dzielimy czas z bliskimi.
Kształty stają się przełożeniem często (nie)zauważanych momentów rzeczywistości, które powstają podczas przebywania. Plamy na obrusie, znaki pozostawione za pośrednictwem naczyń, filiżanek, kieliszków – wszystkie te formy stanowią o dynamice i relacjach. Ślady stają się zapisem momentu, który wydarzył się raz, ale w rzeczywistości trwa nieustannie, cyklicznie, w różnych konstelacjach, układach, miejscach i z różnymi ludźmi. Te pozostałości to tropy pamięci o miejscu, wspomnieniach zdarzeń, to zapis i mapa chwil.
Magdalena Rucińska: Chociaż każdy z nas ma ciało, lubimy myśleć o nim jako czymś odrębnym (podrzędnym?) wobec umysłu. W końcu nikt z nas nie pokusiłby się o postawienie znaku równości pomiędzy umysłem i mózgiem. Neurony może i można zobaczyć, ale co z myślami i snami? Przywykliśmy do dychotomii. Materia i duch przecież przynależą do osobnych porządków. Po jednej stronie transcendencja, przekraczanie materii, spojrzenie „dotykające” więcej i dalej niż sięgają dłonie. Po drugiej, ciało, które zamieszkuje, puszcza korzenie. Potrzebuje miejsca. Ciąży.
Mam taki obraz w głowie, już od wczesnego dzieciństwa, że – wbrew temu, co lubimy sobie wyobrażać o niebie – zakopana w ziemi zostaję w całości, ze wszystkimi myślami, marzeniami i znikam. W gęstej czerni. Jako dziecko bałam się tego obrazu, teraz przyglądam mu się coraz częściej z zaciekawieniem. Patrzę na moich bliskich i mam świadomość, że umysł nie przekroczy choroby mózgu. Nie potrafię sobie wyobrazić jakiejś tajemniczej, bezpiecznej enklawy, w której ukryją się wspomnienia tak, by ominęła je choroba otępienna. To znaczy potrafię, ale widzę ją w sferze fikcji.
Pamięć nie transcenduje swojej fizjologii, chyba że utrwalę ją w słowie, obrazie lub dźwięku, ale i one mają jakąś fizyczną powłokę, która w końcu eroduje. Prawdziwa pamięć to strumień zmian również tych biochemicznych. Proces, z którego czasem potrafię zaczerpnąć obrazy. Niektóre z nich są starsze ode mnie, inne zapamiętały moje własne oczy. Jeszcze czuję ich ślady pod powiekami…
Grafika: Magdalena Kleszyńska, Praca z cyklu TABLECLOTH, haft na aluminium